środa, 13 kwietnia 2011

Rodzina na swoim


Czyli dlaczego mieszkamy najgorzej w Unii Europejskiej.


Udało się. Sprzedaliśmy po nerce, zapożyczyliśmy u umierającej cioci. Mamy forsę, kupiliśmy działkę i chcemy budować, żeby nasza czwórka dzieci mogła cieszyć się metrażem większym niż norma więzienna.

Budujemy?

Nie tak szybko. Teren, pieniądze i wizja to nie wszystko. Jest jeszcze Państwo, które w trosce o nasze szczęście zrobi wszystko, abyśmy nie doczekali wejścia do wymarzonego siedliska.
Najpierw wizyta w gminie (w sąsiedztwie dużego miasta, na terenach wiejskich jest podobno niebo lepiej). Jaśnie Pani Urzędnik, podenerwowana przerwaniem obserwacji wzrostu zaokiennej zieleni, rzuca wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy (po co robić plany, które pozwalają na ominięcie tego etapu, to my się spieszymy, urząd ma czas). Nie wiemy o co chodzi. Trzeba zatrudnić architekta (200zł).
Robimy wstępny projekt, składamy wniosek. Czekamy 30 dni. Jest Decyzja. Odmowna. W pobliżu nie ma podobnej zabudowy. Odwołujemy się (500zł, 70 dni). Jest ok - zabudowa się znalazła. Zmienimy tylko kąt nachylenia dachu na 43 stopnie oraz kolor elewacji na beżowy, wjazd umieścimy odwrotnie do zamierzeń i możemy działać.
Mapa (1500zł), projekt budowlany (10000zł), projekt przyłączy (4 x 1500zł), projekt zjazdu (2000zł). Charakterystyka energetyczna (1000zł), uzgodnienia (700zł). Tak, to ciągle domek, tak, opracowań tych wymaga ustawa! Muszę iść do architekta, żeby dostać coś, co przyzwoity cieśla zrobiłby lepiej i taniej.
Od tego architekta dowiadujemy się później, że nie my będziemy ostatecznie wymyślać własną chałupkę. Projektuje on, decyduje Minister. To minister wie lepiej jaką szerokość drzwi mamy zamontować, gdzie robić wentylację, jaki korytarz, czy wysokość pomieszczeń będzie dla nas najlepsza. Wie również lepiej jak docieplić, jak ogrzać, jakie zrobić okna. Wychodzi 20% drożej.
To nie wszystko, dowiadujemy się o nowych europejskich normach na konstrukcje. Architekt mówi, że w porównaniu do obowiązujących z powodzeniem przez 35 lat - polskich, zwiększają zużycie stali i betonu o 30%. Przy tych samych wytrzymałościach. Nic to. Będziemy musieli wziąć kredyt, ale mamy dokumentację, z kosztorysem o 35% wyższym niż mógłby być (dzięki Ministrowi). Ilu ludzi rezygnuje ze względu na te 35%?
Minął rok. Wydaliśmy 20.000zł. Mamy trochę papieru z masą podpisów i pieczęci architektów i inżynierów. I nie do końca taki projekt jak chcieliśmy.

Pozwolenie na budowę.

Znowu Urząd, tym razem Starostwo. Inna Pani Urzędnik, patrząc w dal, bierze wniosek i informuje nas, że mamy czekać, bo będą sprawdzać projekt! Mówimy, że tam już trzech inżynierów i dwóch architektów sprawdzało. Nieważne, oni się nie znają. Czekamy. Mijają trzy tygodnie. Odmowa. Mamy uzupełnić wniosek - nie uzgodniono z ochroną środowiska - i ponumerować strony. Pretensje do architekta. Mówi, że w warunkach zabudowy nie było. Nie było, ale się zmieniło. Sezon mija.
Po dwóch latach mamy pozwolenie. Na domek na działce, której nie trzeba było odrolnić, odlesić, przy drodze gminnej, z mediami w pobliżu. Na domek o 1/3 droższy i inny niż wymarzony.

Tak Państwo o nas dba i nam pomaga. Rodzina na swoim.

Wolność albo śmierć!

4 komentarze:

  1. Ponoć polskie przepisy prawa budowlanego pod względem skomplikowania stawiają nas na 23 (zaszczytnym?) miejscu w Świecie... Z tą konstrukcją, to raczy pan przesadzać... Mało skomplikowany projekt można zamówić za 6 tys. złotych. Urzędasy w stawianiu przeszkód przechodzą samych siebie. Jeszcze niedawno za całość dokumentacji odpowiadał jednoosobowo projektant - architekt i poświadczał (!) fotokopie dokumentów swoim podpisem. W UE fotokopia ksero jest traktowana na równi z oryginałem. Ostatnio dokumenty (ksero uprawnień projektowych branżowych) trzeba poświadczać u notariusza (dodatkowe koszty)! Często urzędnicy przy wydawaniu warunków popełniają błąd i winą oraz skutkami obarczają petenta...
    Te całe "wydawanie pozwoleń na budowę" jest niezgodne z prawem UE i ponoć Polska płaci kary za utrzymywanie tego stanu...

    OdpowiedzUsuń
  2. W sprawie Eurokodów: ufam opinii fachowca o dużym doświadczeniu, jest to pewnie wartość uśredniona.
    Dlaczego zmieniono polskie normy? Przecież działały - nie było żądnych katastrof - jeśli już to wynikające ze złych założeń (hala targów w Katowicach, błędnie przyjęte obciążenie śniegiem) Uważam, że zmieniono żebyśmy nie mogli być konkurencyjni (tańsi) w budownictwie. Unia nie znosi różnorodności, w tym przepisów, norm i stawek podatkowych. A nuż by się okazało, że coś, co jest sprzeczne z zamysłem eurokratów, działa lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przesadzajcie z ta UE. Fotokopia nie ma tu zadnej wartoci prawnej. Zeby kopia miala wartosc prawna musi byc wykonana wlasnorecznie przez urzednika panstwowego + podpis + pieczatka + znaczki skarbowe.

    A jesli chodzi o szalejaca biurokracje, to sprobujcie cos wybudowac we Francji. Jak sie uda zaczac po 5 latach chodzenia po urzedach, to mozecie byc szczesliwi. W Anglii jest za to bardzo prosto.

    Markusek

    OdpowiedzUsuń
  4. Mają dzięki temu we Francji znacznie bezpieczniej:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Paris-Charles_de_Gaulle_Airport#Collapse_of_Terminal_2E
    Wyrastające z anglosaskiej tradycji zaufanie do osobistej odpowiedzialności przedstawicieli zawodów zaufania publicznego (tu: architektów) i w ogóle obywateli, jest przeżytkiem, który należy zdecydowanie zlikwidować! Lud chce więcej kontroli! Eurokretyni, do dzieła!

    OdpowiedzUsuń