wtorek, 15 listopada 2011

Polska solidarna


W trosce o "jakość i bezpieczeństwo" państwo wyklucza coraz to nowych "wykluczonych".


Malutkie, skromne mieszkanko komunalne. Wszystkiego 36 metrów kwadratowych - lokatorka chciałaby je mieć na własność. Wizyta w Zarządzie od zarządzania mieniem. Pierwsza (niezbędne są "konsultacje"), potem druga. Są wytyczne.


Na początek potrzebują aktualnego rzutu, "sporządzonego przez uprawnionego inżyniera, należącego do odpowiedniej izby zawodowej". Jest chałturka do zrobienia. Obmiar (cyfrowo do laptopa) - 34 minuty. Wyjazd do "biura" (w rzeczywistości do knajpy - żeby się klientka za bardzo nie denerwowała przy płaceniu. Wydruk (3 razy 15 groszy), stempelki i można lecieć po łatwą forsę. Tym sposobem w godzinkę (dojazd 2 razy 15 minut) da się w Polsce solidarnej zarobić minimalną krajową (1200 plus vat). Bez oszustwa i dawania dupy!

Dlaczego?

Czy to wiedza tyle kosztuje? Nie! Zadanie wykonalne dla ucznia I klasy technikum, za sto złotych.

Doświadczenie? Też nie.

Talent? Haha.

Troska państwa kosztuje.

Każdy śmieć musi mieć u nas odpowiednią liczbę stempelków członków odpowiednich izb. A izby, w zaciszach burdeli, już wytłumaczą sejmowo-biurokratycznej hołocie jak to w "w trosce o jakość i bezpieczeństwo" należy wprowadzać kolejne ograniczenia i koncesje. Członkowie izb, sami dojeni przez izby, mogą już tylko doić najsłabsze ogniwo - konsumenta... Wiedzą, że poniżej pewnych stawek "się nie robi".

Nie-członek by zrobił, ale mu minister nie pozwala. W "trosce o jakość i bezpieczeństwo".

Ilu biednych nie będzie stać na usługę? A kogo to obchodzi? Stworzy się kolejnego reprezentanta "wykluczonych" za pieniądze z podatku od wywindowanej ceny.
Wolność albo śmierć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz