sobota, 2 listopada 2013

Polska suwerenność

Zmarł pierwszy "niekomunistyczny" premier Tadeusz Mazowiecki.


O zmarłych dobrze, albo wcale. "Intelektualiści", na co dzień obrzucający gównem tradycje cywilizacyjne Europy, uwielbiają, nomen omen, wybiórczo odwoływać się do jej zasad. Kiedy jest to wygodne, nawołują do "taktownego" milczenia.



I ludzie przyzwoici milczą, łudząc się, że skoro oni dochowują zasad, to "intelektualista" nie kopnie ich zaraz w jądra.
Czy pierwszy "niekomunistyczny" premier był tym, który zaczął powolny marsz Polski ku suwerenności? Raczej nie można mu tego "zarzucić". Sam, będący bardziej popychadłem Benjamina Lewartowa (ps. Bronisław Geremek), niż samodzielnym politykiem, potulnie realizował wspólny projekt swojego ministra Czesia Kiszczaka i środowiska byłych stalinistów z Kuroniem, Michnikiem i Lewartowem, jako głową "opozycji". Projekt bezkarności i uwłaszczenia nomenklatury, podziału politycznych łupów pomiędzy starych partyjniaków i starych stalinistów, przebranych za nowych opozycjonistów, z zachowaniem pozorów demokracji dla telewizyjnej gawiedzi oraz kuriozalnej mieszanki socjalizmu i wolnego rynku w gospodarce.

Jesteśmy suwerenni? Obca interwencja nam raczej nie grozi (chyba, że znaczącą siłą polityczną staną się "faszyści" wg. definicja rebe Smolara). Nie ma takiej potrzeby. Ohydna idea "grubej linii", przynosi swe zatrute owoce do dzisiaj. Umoczone, polityczne kukiełki skaczą, jak im silniejsi każą, czasem nawet chyba z własnej inicjatywy (może Pan doceni i nagrodzi synekurką w Brukseli, lub Gazpromie). Znaczenie naszej "elity politycznej" jest tak ogromne, że Amerykanom nie chce się ich nawet podsłuchiwać.

I nie jest to "zasługa" Donalda Tuska. Tylko wszystkich po kolei polskich "przywódców" od pierwszego "niekomunistycznego" premiera począwszy.
Wolność albo śmierć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz