środa, 29 sierpnia 2012

Nie dla "legalizacji" trawy

Zwolennik "małego i silnego państwa" nie może chcieć legalizacji czegokolwiek.


Po pierwsze: nie jest rolą państwa "legalizowanie" jakichkolwiek działań osób "pierwszych i drugich", które nie naruszają wolności i bezpieczeństwa "osób trzecich". Te działania są "legalne". Żadnemu urzędasowi z wagą i tabelką nic do tego.


Żądanie "legalizacji" czegośtam jest tylko mimowolnym przyznaniem państwu władzy, której nie powinno mieć.
Po drugie (w obecnej rzeczywistości może nawet: po pierwsze): wznoszenie wspólnych postulatów ze zwolennikami "uznania indywidualnych praw wolnościowych i jednoczesnej opieki państwa od kołyski po grób" jest szkodliwe i budzi poznawczy zamęt u przeciętnego zjadacza telewizyjnej papki.

"Korwin z Palikotem chcą razem trawę legalizować? Warci siebie debile/fajni goście." - myśli sobie admirator Tefałenu.

Bez ciągłego i JEDNOCZESNEGO powtarzania: Żądam "indywidualnych praw wolnościowych", ale poniosę konsekwencje wyborów, wynikających z realizacji tych praw, przekaz będzie identyczny z bełkotem Sierakowskich i Hartmanów.

Chcę sobie ćpać (nie ubezpieczam się, nie zbieram na starość itp. itd.), to ćpam, ale nie ma "darmowej służby zdrowia", nie ma państwowych "terapeutów uzależnień", nie ma rządowych zasiłków i opłaconej przymusem przez "niećpających" tak zwanej "opieki państwa" (również w postaci pseudoprofesorskich synekur w państwowych szkółkach wyższo-niedzielnych).

Jak sam siebie nie uratuję, a Żona (babcia/wujek) lub "prałat-pedofil" (wg. terminologii czołowej filozofko-etyczki "uznaniowców indywidualnej wolności") umyją ręce, to malowniczo zdycham na śmietniku, ostatkiem sił rzężąc: Wolność albo śmierć!

Korzystam z "indywidualnych praw wolnościowych", ale ŁAPY PO CUDZĄ FORSĘ NIE WYCIĄGAM!
Wolność albo śmierć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz