piątek, 20 stycznia 2012

Bez zaskoczenia

Ostatnie dzieło Agnieszki Holland to sto pięćdziesiąt sześć minut całkowicie przewidywalnego, przygnębiającego kina.


Warsztatowo i formalnie film jest świetny. Znużenie i zmęczenie, jakie pojawia się u widza, jest malutką namiastką przerażających czternastu miesięcy spędzonych w strachu pod ziemią, w towarzystwie szczurów i strumieni ścieków.


Tylko dlaczego scenariusz jest tak "wzorcowy", a główna postać całkowicie niewiarygodna? Po co skróty myślowe, rodem z telewizyjnych seriali "coby tępy widz zrozumiał i nie miał żadnych wątpliwości jak brzmi obowiązująca teza"?

Żydzi bez skazy jedyną ofiarą II Wojny Światowej

To Żyd (broń Boże, bez żadnych związków z polskością - liczy się wyłącznie rasistowskie kryterium), jak przystało na członka narodu wybranego, cierpi za milijony. Cierpi w rasowej samotności. Mordowany przez Niemców i Ukraińców (mówiących biegle po polsku, oczywiście). Tropiony przez Polaczków (przypadkowy robociarz po odkryciu kryjówki w kanałach wybiega w amoku na ulice, wrzeszcząc o znalezionych Żydach). Niesprawiedliwie gnijący w podziemnych lochach. W gniciu tym jednak zachowujący elegancję a nawet piękno ("prysznic" Agnieszki Grochowskiej), w przeciwieństwie do obleśnych i przaśnych polaczków (kąpiel Kingi Preis).

Kolaboracyjna i wyjątkowo bezwzględna żydowska policja nie istnieje.

W tym samym czasie Polaczki piją sobie wódkę, piorą gacie, dziwią żydowskiemu pochodzeniu Jezusa, modląc jednocześnie do niego obłudnie w kościołku (przy okazji - to współcześnie warunek konieczny tzw. sztuki - kopniaczek w polaczkowski katościółek: "ksiundz mówił, że to kara boska dla Żydów za zamordowanie Chrystusa").
I oczywiście jakoś tam sobie żyją w trudnej, ale jednak symbiozie z Niemcami, "bo to szczęście ci Niemcy - zaprowadzili porządek". Nie ukrywają się z wiarą (męcząc swoim zabobonnym zawodzeniem, siedzących w lochu pod kościołem, prawdziwych męczenników) i w ogóle to mają dobrze, bo poza złodziejstwem (kluczowa gałąź polskiej gospodarki) pojawiły się trzy nowe możliwości zarobkowania: szabrowanie pożydowskiego mienia, szmalcownictwo i dojenie forsy ukrywających się Żydów (obleśna - oczywiście - straganiarka aż pali się do "żydowskiej bogactw").

Uszlachetnianie przez obcowanie

Główny bohater, chwalony jednogłośnie za "wielką kreację i pokazanie duchowej przemiany" jest kompletnie nieprzekonujący. Do końca filmu nie wiadomo, co spowodowało metamorfozę egoistycznego bandziorka w gotowego ryzykować życie bohatera. Z jakich pobudek atakuje Niemca, zagrażającego mężczyźnie, który go wielokrotnie oskarżał o zdradę i nawet usiłował zabić? Sam kontakt z przedstawicielami narodu wybranego go uwznioślił, a boski imperatyw nakazał zabić jednego człowieka, żeby uratować innego, tylko dlatego, że inny jest Żydem?

Prawda (w filmie jest wiele innych przekłamań, włącznie z kluczowym: Socha nie działał sam - w akcję zaangażowanych było kilka osób), którą można odczytać z pamiętników ocalonej dziewczynki (Krystyny Chigier) jest prosta: on nie był "egoistycznym bandziorkiem". Raczej cwaniakiem, może nawet złodziejem (do współczesnych bankierów i "filantropów" mu daleko), ale raczej przyzwoitym człowiekiem, który żadnej "duchowej przemiany" nie przeszedł, a obowiązek pomocy drugiemu człowiekowi czuł od momentu kiedy po raz pierwszy "zobaczył w kanale przerażoną matkę tulącą dziecko".

Kończący film czarno na białym pisany tekst, dla debili, którym mało było sto pięćdziesiąt sześć minut, żeby tezę pojąć, jest już tylko scenariusza logicznym dopełnieniem: jeden sprawiedliwy uwypukla tylko hańbę reszty Polactwa - społeczeństwa enigmatycznych "ktosiów".

Polskie obozy koncentracyjne. Naród sprawców. Palenie Żydów w stodołach (oczywiście w liczbie mnogiej, jako cotygodniowe dopełnienie mszy świętej: "Prawda jest taka, że deklarowana wiara nie przeszkadzała katolikom w paleniu Żydów w stodołach.")

Upraszczanie dramatycznej i przerażającej historii niemieckiej okupacji oraz sprowadzanie jej do propagandowej agitki (niezwyciężona Armia Czerwona to, a jakże, wybawienie; nie ma Akcji Burza we Lwowie, w ogóle nie ma AK!), szkodzi samej historii, budzi odruchową niechęć i reakcję obronną, czego powyższy tekst jest skromnym dowodem.
Wolność albo śmierć!

9 komentarzy:

  1. No cóż, film, pomijając kwestię robienia kasy na skądinąd wiecznym temacie masowych zbrodni, niejako obliczony na debili.. smutna prawda jest taka że 80-90% (?) populacji nie rozumie niczego prócz takiego czy innego cycka z darmowym mlekiem, niezależnie od czegokolwiek, stąd koncepcje łopatologiczne. Na ile one odnoszą skutek teoretycznie pożądany - trudno powiedzieć, w praktyce pozostając turpistyczną rozrywką. Jakoś nie podejrzewam, żeby w wyniku dowolnej ilości filmów "koło historii" się zatrzymało, nowi oprawcy wymyślą naszywki w kolejnym kolorze i kolejne powody budowania światowego dobrobytu przez pacyfikację, głośno wołając że tym razem się uda, i tyle, niestety :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio w obliczu porównań chrześcijaństwa do komunizmu, nazizmu czy korporacjonizmu ktoś mnie zapytał czy widzę jakieś różnice, odpowiedziałem że owszem, jakieś pięćset lat, a reszta to marketing..

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mówią kieszonkowi filozofowie typu Baumana: Historia się skończyła, żyjemy w świecie ponowoczesnym. Co było to się NIE liczy - bo to był inny świat. I teraz stare idee to już są nowe i lepsze idee. I teraz się uda, bo już jesteśmy mądrzy i wiemy lepiej. Bo świat jest ponowoczesny, a stara historia się skończyła i teraz jest już nowa historia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko tak czy siak dąży do kolektywizmu. Diagnozy "kieszonkowych filozofów" jak Pan określa Baumana wydają się poprawne, ponieważ są konstruowane pod wniosek - innymi słowy to nie jest przypadek że one się wydają prawdziwe, tok rozumowania jest ustawiony wstecznie po to, żeby uzyskać "z rozpędu" akceptację dowolnego wniosku, a konkretnie prezentowanego przez autora :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszelkie teorie oparte na eksponowaniu kolektywnej straty ( która zawsze jest pewna ), i mamieniu kolektywnym zyskiem ( który zawsze jest wirtualny ) są błędne. Niezależnie od tego czy chodzi o "gospodarczy dobrobyt" i "nędzę milionów", "postęp ludzkości" i "regres ewolucyjny", "eliminację odpadów" i "czystość rasy", "heretycką degrengoladę" czy "zwycięstwo wspólnej wiary", wszystko to sprowadza się - pod różnymi pozorami i przy użyciu dowolnych sprzeczności - do ukrycia, zanegowania czy usprawiedliwienia kompresji zysków stanowiących pochodną dystrybucji strat. Dystrybucji strat na kolektyw lub długość czasu lub hybrydę tych czynników - oraz, z drugiej strony, "kompresję" zysków i skrócenia czasu ich uzyskania.

    OdpowiedzUsuń
  6. PS. Masa krytyczna obecnego socjaldemokratyczno-pseudokapitalistycznego cyrku została już przekroczona, i teraz to już tylko czekanie na reset :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oby reset nie był podobny do tego sprzed sześćdziesięciu lat...

    OdpowiedzUsuń
  8. Miło się czyta. Za mało jeszcze wiem żeby komentować więcej. Chciałam tylko napisać. Tak jak obiecałam w pociągu
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozdrawiam i życzę miłego pobytu na Dzikim Wschodzie.

    OdpowiedzUsuń