Ostatnie dzieło Agnieszki Holland to sto pięćdziesiąt sześć minut całkowicie przewidywalnego, przygnębiającego kina.
Warsztatowo i formalnie film jest świetny. Znużenie i zmęczenie, jakie pojawia się u widza, jest malutką namiastką przerażających czternastu miesięcy spędzonych w strachu pod ziemią, w towarzystwie szczurów i strumieni ścieków.
Tylko dlaczego scenariusz jest tak "wzorcowy", a główna postać całkowicie niewiarygodna? Po co skróty myślowe, rodem z telewizyjnych seriali "coby tępy widz zrozumiał i nie miał żadnych wątpliwości jak brzmi obowiązująca teza"?
Żydzi bez skazy jedyną ofiarą II Wojny Światowej
To Żyd (broń Boże, bez żadnych związków z polskością - liczy się wyłącznie rasistowskie kryterium), jak przystało na członka narodu wybranego, cierpi za milijony. Cierpi w rasowej samotności. Mordowany przez Niemców i Ukraińców (mówiących biegle po polsku, oczywiście). Tropiony przez Polaczków (przypadkowy robociarz po odkryciu kryjówki w kanałach wybiega w amoku na ulice, wrzeszcząc o znalezionych Żydach). Niesprawiedliwie gnijący w podziemnych lochach. W gniciu tym jednak zachowujący elegancję a nawet piękno ("prysznic" Agnieszki Grochowskiej), w przeciwieństwie do obleśnych i przaśnych polaczków (kąpiel Kingi Preis).Kolaboracyjna i wyjątkowo bezwzględna żydowska policja nie istnieje.
W tym samym czasie Polaczki piją sobie wódkę, piorą gacie, dziwią żydowskiemu pochodzeniu Jezusa, modląc jednocześnie do niego obłudnie w kościołku (przy okazji - to współcześnie warunek konieczny tzw. sztuki - kopniaczek w polaczkowski katościółek: "ksiundz mówił, że to kara boska dla Żydów za zamordowanie Chrystusa").
I oczywiście jakoś tam sobie żyją w trudnej, ale jednak symbiozie z Niemcami, "bo to szczęście ci Niemcy - zaprowadzili porządek". Nie ukrywają się z wiarą (męcząc swoim zabobonnym zawodzeniem, siedzących w lochu pod kościołem, prawdziwych męczenników) i w ogóle to mają dobrze, bo poza złodziejstwem (kluczowa gałąź polskiej gospodarki) pojawiły się trzy nowe możliwości zarobkowania: szabrowanie pożydowskiego mienia, szmalcownictwo i dojenie forsy ukrywających się Żydów (obleśna - oczywiście - straganiarka aż pali się do "żydowskiej bogactw").
Uszlachetnianie przez obcowanie
Główny bohater, chwalony jednogłośnie za "wielką kreację i pokazanie duchowej przemiany" jest kompletnie nieprzekonujący. Do końca filmu nie wiadomo, co spowodowało metamorfozę egoistycznego bandziorka w gotowego ryzykować życie bohatera. Z jakich pobudek atakuje Niemca, zagrażającego mężczyźnie, który go wielokrotnie oskarżał o zdradę i nawet usiłował zabić? Sam kontakt z przedstawicielami narodu wybranego go uwznioślił, a boski imperatyw nakazał zabić jednego człowieka, żeby uratować innego, tylko dlatego, że inny jest Żydem?Prawda (w filmie jest wiele innych przekłamań, włącznie z kluczowym: Socha nie działał sam - w akcję zaangażowanych było kilka osób), którą można odczytać z pamiętników ocalonej dziewczynki (Krystyny Chigier) jest prosta: on nie był "egoistycznym bandziorkiem". Raczej cwaniakiem, może nawet złodziejem (do współczesnych bankierów i "filantropów" mu daleko), ale raczej przyzwoitym człowiekiem, który żadnej "duchowej przemiany" nie przeszedł, a obowiązek pomocy drugiemu człowiekowi czuł od momentu kiedy po raz pierwszy "zobaczył w kanale przerażoną matkę tulącą dziecko".
Kończący film czarno na białym pisany tekst, dla debili, którym mało było sto pięćdziesiąt sześć minut, żeby tezę pojąć, jest już tylko scenariusza logicznym dopełnieniem: jeden sprawiedliwy uwypukla tylko hańbę reszty Polactwa - społeczeństwa enigmatycznych "ktosiów".
Polskie obozy koncentracyjne. Naród sprawców. Palenie Żydów w stodołach (oczywiście w liczbie mnogiej, jako cotygodniowe dopełnienie mszy świętej: "Prawda jest taka, że deklarowana wiara nie przeszkadzała katolikom w paleniu Żydów w stodołach.")
Upraszczanie dramatycznej i przerażającej historii niemieckiej okupacji oraz sprowadzanie jej do propagandowej agitki (niezwyciężona Armia Czerwona to, a jakże, wybawienie; nie ma Akcji Burza we Lwowie, w ogóle nie ma AK!), szkodzi samej historii, budzi odruchową niechęć i reakcję obronną, czego powyższy tekst jest skromnym dowodem.
No cóż, film, pomijając kwestię robienia kasy na skądinąd wiecznym temacie masowych zbrodni, niejako obliczony na debili.. smutna prawda jest taka że 80-90% (?) populacji nie rozumie niczego prócz takiego czy innego cycka z darmowym mlekiem, niezależnie od czegokolwiek, stąd koncepcje łopatologiczne. Na ile one odnoszą skutek teoretycznie pożądany - trudno powiedzieć, w praktyce pozostając turpistyczną rozrywką. Jakoś nie podejrzewam, żeby w wyniku dowolnej ilości filmów "koło historii" się zatrzymało, nowi oprawcy wymyślą naszywki w kolejnym kolorze i kolejne powody budowania światowego dobrobytu przez pacyfikację, głośno wołając że tym razem się uda, i tyle, niestety :/
OdpowiedzUsuńOstatnio w obliczu porównań chrześcijaństwa do komunizmu, nazizmu czy korporacjonizmu ktoś mnie zapytał czy widzę jakieś różnice, odpowiedziałem że owszem, jakieś pięćset lat, a reszta to marketing..
OdpowiedzUsuńJak mówią kieszonkowi filozofowie typu Baumana: Historia się skończyła, żyjemy w świecie ponowoczesnym. Co było to się NIE liczy - bo to był inny świat. I teraz stare idee to już są nowe i lepsze idee. I teraz się uda, bo już jesteśmy mądrzy i wiemy lepiej. Bo świat jest ponowoczesny, a stara historia się skończyła i teraz jest już nowa historia.
OdpowiedzUsuńWszystko tak czy siak dąży do kolektywizmu. Diagnozy "kieszonkowych filozofów" jak Pan określa Baumana wydają się poprawne, ponieważ są konstruowane pod wniosek - innymi słowy to nie jest przypadek że one się wydają prawdziwe, tok rozumowania jest ustawiony wstecznie po to, żeby uzyskać "z rozpędu" akceptację dowolnego wniosku, a konkretnie prezentowanego przez autora :/
OdpowiedzUsuńWszelkie teorie oparte na eksponowaniu kolektywnej straty ( która zawsze jest pewna ), i mamieniu kolektywnym zyskiem ( który zawsze jest wirtualny ) są błędne. Niezależnie od tego czy chodzi o "gospodarczy dobrobyt" i "nędzę milionów", "postęp ludzkości" i "regres ewolucyjny", "eliminację odpadów" i "czystość rasy", "heretycką degrengoladę" czy "zwycięstwo wspólnej wiary", wszystko to sprowadza się - pod różnymi pozorami i przy użyciu dowolnych sprzeczności - do ukrycia, zanegowania czy usprawiedliwienia kompresji zysków stanowiących pochodną dystrybucji strat. Dystrybucji strat na kolektyw lub długość czasu lub hybrydę tych czynników - oraz, z drugiej strony, "kompresję" zysków i skrócenia czasu ich uzyskania.
OdpowiedzUsuńPS. Masa krytyczna obecnego socjaldemokratyczno-pseudokapitalistycznego cyrku została już przekroczona, i teraz to już tylko czekanie na reset :)
OdpowiedzUsuńOby reset nie był podobny do tego sprzed sześćdziesięciu lat...
OdpowiedzUsuńMiło się czyta. Za mało jeszcze wiem żeby komentować więcej. Chciałam tylko napisać. Tak jak obiecałam w pociągu
OdpowiedzUsuńWeronika
Pozdrawiam i życzę miłego pobytu na Dzikim Wschodzie.
OdpowiedzUsuń